Życie w Dubaju. Pokochasz lub nie zrozumiesz…

Życie w Dubaju. Pokochasz lub nie zrozumiesz…

Dubaj.

Samo słowo wzbudza emocje.

Choć nie wiemy dlaczego, mówimy WOW…

Nie jestem specjalistką, która o życiu w Dubaju wie wszystko. Mój łączny pobyt w UAE wyniósł prawie pół roku – na tej podstawie piszę o tym jak żyło mi się w Emiratach i jak widziałam życie wokół mnie.

Na początku trochę o początku… 

Do Dubaju przyleciałam sama  🙂 We wrześniu. Z wielką walizką, zbyt ciepłą koszulą i odpowiednią ilością AED na ucieczkę przed wielbłądami i emirati 😉 Szybko zrozumiałam, że w kraju zablokowane są możliwości prowadzenia rozmów na WhatsApp, Messenger… Nie wiem dlaczego przed wyjazdem o tym nie wiedziałam. W trakcie pobytu hobbystycznie testowałam działanie różnych aplikacji – bezskutecznie. Możliwe było tylko pisanie, odczytywanie wiadomości, wysyłanie nagrań głosowych (limit 1 min na Messenger, dłuższe nagrania na Telegram, który w Dubaju polecam mieć). 

Ze strony Dubajskiej nie porozmawiacie na Skypie z rodziną 🙁 Szykujcie się na niespodzianki typu: Spotify nie działa, ponieważ:

„You would need to subscribe to Spotify Premium/Unlimited using a payment method registered in a country where Spotify is available”,

co w praktyce oznacza: jeżeli nie masz konta bankowego w Dubaju to nie zarejestrujesz metody płatniczej i nie będziesz mieć Spotify.

Praktyka czyni mistrzem więc zawsze można znaleźć jakieś rozwiązanie… Skype zastąpiłam Slackiem (używany przez korporacje), Messenger Telegramem (możliwość przesyłania dłuższych nagrań głosowych oraz 1 min głos + video). Nie zapomnę, gdy raz w Starbacks rozmawiałam z siostrą przez godzinę na Slacku (bez żadnych problemów), a po zakończeniu rozmowy wszyscy hindusi, którzy tego dnia pracowali i śledzili jakość rozmowy ustawili się do mnie w kolejce po nazwę programu-łącza ze światem 🙂

W zasadzie wydaje się to zabawne. W realu jest smutne i chyba zrozumie to tylko osoba, która żyła za granicą. 

Ale, wracając do tematu. 

Przyleciałam do Dubaju. Dobry los, który zawsze czuwa nad odpowiednim poziomem atrakcji w moim życiu sprawił, że nie miał mnie kto odebrać z lotniska 😉 Samolot znajomych, których odwiedzałam miał opóźnienie jednego dnia na trasie Ameryka – Dubaj. Na liście rzeczy, których „w życiu nie zrobię” miałam wtedy samotną jazdę taxi po Dubaju z walizką. W najgorszym scenariuszu nie przewidywałam, że będę jechać taxi z lotniska do pustego apartamentu „spóźnionych znajomych”, oraz czekać na nich 12 h. W efekcie efektów jechałam i czekałam. Znałam scenariusz filmu „Taken” więc opracowałam własny, w którym NIC SIĘ NIE DZIAŁO. 

Z uwag na lotnisku: zanim wsiądziecie do taxi sprawdźcie do jakiej taxi wsiadacie. Szybko odróżnicie taxi standardowe od ekskluzywnego. Jest kilka firm na rynku do których warto mieć telefony kontaktowe przed przylotem… Z ciekawostek: pink taxi tylko dla kobiet istnieje i jeździ 😉 

W Dubaju prężnie działa Uber, który faktycznie jest bezpieczny. 

Osobiście nie lubiłam korzystać z jego usług gdy naprawdę mi się spieszyło, ponieważ czas oczekiwania na nich był czasem kosmicznie abstrakcyjny… Kierowcy często przepadali w korkach (z 5 min czasu oczekiwania robiło się 10, potem 15, potem 5 i znów 10…), odwoływali jazdę, nie mogli znaleźć miejsca docelowego, czasem ciężko było się z nimi dogadać (nie każdy mówił płynnie po angielsku). Plusem było to, że samochody Ubera w Dubaju były tak ładne, że chętnie wybierałam je do „ekskluzywnej jazdy”. 

Do „szybkiej jazdy” polecam łapanie taxi na ulicy. Kierowcy często sami się zatrzymują widząc turystów, którzy zagubionym wzrokiem starają się „coś złapać”. Choć ogromnie bałam się samotnej jazdy taxi po Dubaju – bardzo szybko stałam się profesjonalistką w tej dziedzinie. Pamiętajcie, że za dnia w „sezonie wakacyjnym” po mieście nie pospacerujecie… Skazani będziecie na samochody, bez których nie opuścicie domów… Doradzam zaznajomienie się z tematem „Dubajskich taxi” przed wyjazdem. 

Wracając do mojego przylotu do Dubaju : przeżyłam 🙂  Zrobiłam tylko jedną, mało rozsądną rzecz… A mianowicie: wyszłam do sklepu spożywczego oddalonego o 200 m drogi pieszo od apartamentu około godziny 13.00 (miesiąc wrzesień). Było tak gorąco, że po przejściu 20 m zastanawiałam się nad szerokością, długością i grubością poziomu mojej głupoty… Wydawało mi się, że gorzej niż na Ibizie być nie mogło… Okazało się, że MOGŁO 😉 

Prawdziwe jest powiedzenie „zawsze mogło być gorzej”…

Zwiększając jednak treściwość tego wpisu i przyspieszając tempo:

Czy w Dubaju jest gorąco? 

TAK! Od maja do połowy października JEST BARDZO GORĄCO. Planujcie gorące spacery dopiero po godzinie 18.00. W sierpniu Dubaj to piekło. We wrześniu woda w morzu to ciepła zupa… DOSŁOWNIE.

Czy można zakładać krótkie spodenki? 

NIE w miejscach publicznych, TAK na plaży. Na turystów patrzy się oczywiście przychylnym okiem. Wyprawiłam się raz do centrum w czerwonej, hiszpańskiej sukience (krótkiej, nad kolano). Nie zapłaciłam kary (której wysokość zapewne pogrążyłaby mnie finansowo na wieki), ale patrzono na mnie z pogardą 🙁 Nie wiem co mnie podkusiło… Polecam długie spódnice, bluzki mogą być z odsłoniętymi ramionami (nieoficjalnie ;)) 

Czy kobiety mają powody, aby obawiać się arabów?

NIE. Co do zasady emirati udają, że nie widzą kobiet z Europy na ulicach (oficjalnie). Są wyjątki, ale samochody warte miliony nie zatrzymują się na ulicach bez powodów (nie umniejszając wielkości niczyjej urody ;)) 

Jacy są rodowici mieszkańcy? 

Generalnie bogaci. Życie w Dubaju jest drogie. Kraj zbudowano dla konkretnych ludzi, którzy prowadzą konkretne interesy i nie lubią płacić podatków (bo w Dubaju podatków nie ma)… Jest wielu arabów, którzy nie zawierają „przygodnych” przyjaźni z Europejczykami. Mentalność rodowitych emirati to nie amerykańskie, wyluzowane „HI! HOW ARE YOU??”. To uniesiona wysoko głowa, która nie schodzi z pewnego poziomu w dół. To mentalność ludzi, którzy posiadają oraz budują rękami hindusów pracujących 12h dziennie przez 6 dni w tygodniu za 10$ dziennie… To świat i kultura, której Polak nie zrozumie, oraz życie, którego Europejczyk łatwo nie zaakceptuje. 

Jakie są arabskie kobiety? 

Mówiąc wprost: albo przepiękne, albo okrutnie brzydkie 🙂 Często bardzo zadbane. Osobiście nie chce o nich pisać, ponieważ nigdy nie zrozumiem ich mentalności oraz kultury. 

Jakie są atrakcje w Dubaju?

O! I tu można napisać książkę, ponieważ Dubaj to Disneyland zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych. W kraju nie ma wyprowadzania psów, jazdy na rolkach, hiszpańskiej zabawy na ulicach po zmroku, dzieci grających w piłkę, spacerów do lasu. Takie obrazki są „okazjonalne”, mają inny charakter i inną formę. Życie miasta to nie tempo Londyńskiego metra i tysięcy autobusów. Ulice to ruchome majątki na czterech kołach (wydawało mi się, że po Szwajcarii jeżdżą drogie samochody… Myliłam się ;)). Główne atrakcje to atrakcje „wewnątrz” lub atrakcje wodne. Nie wolno pić alkoholu w miejscach publicznych. Miłośnicy wyjść „na piwo” mogą o nim zapomnieć, ewentualnie pić w hotelach za odpowiednio wygórowane ceny… Żyje się tam, gdzie jest AC. Bez AC w sezonie „ciepłym” ciężko jest ruszyć ręką i nogą na odcinku 20 metrów…

Niezwykłe są parki wodne takie jak Wild Wadi w którym można spędzić cały dzień i nie mieć dość. Kusi wejście na Burj Khalifa (o czym jeszcze napiszę), zachwyca wielkość Dubai Mall (w którym przeszłam miliony kilometrów zanim opanowałam 3 trasy…) czy też Dubai Aquarium. Niezwykłe są Burj al-Arab, Jumeirah Beach, Dubai Opera, Kite Beach, Miracle Garden, Butterfly Garden i wiele wiele innych… 

Turystów zaskakuje przepych i ogrom. Ja podsumowuję Dubaj prostymi słowami: to twór powstały rękami niewolników za pieniądze panów, czyli „wielkich” posiadaczy ropy… W Dubaju podnosi się prestiż i pozycję własnej, „bogatej” osoby w środowisku bogatych „przyjaciół”. Dubaj podbudowuje „ego”. Dubaj brzmi atrakcyjnie i egzotycznie. Dubaj jest czysty i ekskluzywny… 

W sumie Dubaj to wizytówka pieniądza… Pokazuje ile i co można zbudować. Uczy historii: nie ważne jaki wiek i stulecie – zawsze pieniądz wykorzystuje. Buduje jedne marzenia a zabija inne… Tworzy dzielnice niewolników – robotników. Uczy jak „używać” ludzi. Uczy nazywać hindusa głupim „hinduskiem” tylko dlatego, że pracuje za 10 $ dziennie. Dubaj jest wielki… Dubaj jest złoty. Dubaj jest szklany. Dubaj jest ogromny, a przede wszystkim Dubaj jest okrutny…

Kilka epizodów przeraziło mnie w Dubaju. Żaden nie dotyczył mojego bezpieczeństwa. Dodam, że wszelkiego rodzaju przestępczość wiąże się z koniecznością płacenia wysokich kar pieniężnych. Pracownicy sektora usług to w większości ludzie z Indii i Filipin. Upraszczając i mówiąc kolokwialnie: jeżeli podskoczą zostaną albo deportowani albo ukarani. Nie ma przestępczości, ponieważ człowiek biedny uczciwie pracuje…

1.Poszłam jeździć konno…

Nie wytrzymałam bez koni. Osobiście czułam się w kraju jak zamknięta w puszce: codziennie ta sama pogoda. Codziennie ten sam upał, betonowe wieżowce, trzy zielone krzaki na krzyż, sztucznie uśmiechnięci ludzie (hindusi uważają na słowa i gesty przy „białych”). Znalazłam ośrodek jeździecki. Poszłam na zajęcia. W obsłudze przy koniach: hindusi. Zaczęłam sama (w porozumieniu migowym z hindusem) przygotowywać konia do jazdy. Podeszła do mnie instruktorka, przywitała się, zapytała czy sama lubię przygotowywać konia do jazdy. Odpowiedziałam twierdząco. Kobieta odparła na to: 

To dobrze. Jeżeli nie masz nic przeciwko zawsze sama oporządzaj konia. Są bardzo agresywni, nigdy nie wychodzą.

 Przez chwilę zgłupiałam… Widziałam, że konie są dziwnie nerwowe i mało przyjacielskie… 

Dopytałam: Czy konie cały dzień są w boksach? 

Kobieta odpowiedziała przecząco:

Nie. Oni nie mogą stąd wychodzić…

I tu wskazała ręką na hindusa… Naprawdę miał to być dla mnie dobry dzień. Więcej jeździć konno nie poszłam… 🙁

2. Dzień, w którym straciłam serce do Pań sprzątających… 

Aby wyjaśnić: w Dubaju nie można zatrudnić z ulicy nikogo do pracy. Nie można dać na gumtree ogłoszenia: „szukam pani sprzątającej 2x w tygodniu” ponieważ jest to ryzykowne.

Serwis sprzątający zamawia się przez firmę lub popularną aplikację InstaShop. Z InstaShop zawsze do sprzątania przychodzą inne osoby. Śledziłam ich imiona przez jakiś czas. Przez jakiś czas udawało mi się porozmawiać. Nadszedł dzień, w którym w ogóle przestały interesować mnie imiona i historie – uważam ten dzień za osobistą porażkę…

3. Gdy hindus przepraszał mnie za mój błąd…

Generalnie błędu nie popełniłam ja, a osoba wprowadzająca moje dane adresowe do zamówienia… 

Historia była w efekcie taka: W ogromny upał, wokół trzech budynków mieszkalnych biegał hindus z paczką. Z ogromnym trudem dostarczył zamówienie, którego realizacja była 3x dłuższa przez nieprecyzyjne podanie danych odbiorcy. W efekcie hindus znalazł mieszkanie, dostarczył paczkę i prezentując postawę „zbitego psa” kazał mi się nie martwić, pocieszając  słowami: „Not your fault. Don’t worry…”. Oczywiście wina była moja. Ale ludzie z Indii są zbyt grzeczni, pokorni i biedni by zareagować inaczej (żal patrzeć na to co świat robi z tą kulturą…).  Nigdy w życiu nie było mi aż tak głupio… Nigdy nie wstydziłam się w taki sposób za swoje zachowanie…

Zazdroszczę każdemu, kto Dubaj widział przez chwilę, ponieważ zdążył się nim zachwycić i wyjechać  🙂

Nie pisałam o kosztach życia w Dubaju, a są one faktycznie przerażająco-zaskakujące… W kraju traciłam majątek na jedzenie. Ceny produktów w sklepach są zawsze wysokie lub bardzo wysokie. Statystycznie każdy produkt jest 2x droższy od polskiego. Kraj to pustynia. Jedzenie jest importowane: bardzo drogie, kiepskiej jakości. Jeżeli ktokolwiek przyjeżdża do kraju tylko na wakacje – zwykle nie gotuje więc problemu nie dostrzega. 

Ja z niechęcią kupowałam cokolwiek… Ceny obrazujące sytuację przedstawione są tutaj.

Średnia cena kawy na mieście to 20 AED. Szybko informuję, że wartość 1 AED to prawie 1 PLN więc jeżeli chodzi o cyfry- prosty rachunek, taka sama kalkulacja. 

Wyjście nad morze wraz z zakupem taniego, hinduskiego lunchu (wrap) to około 50AED dla jednej osoby (wersja ekonomiczna). Za lepszy zestaw jedzeniowy zapłacimy 100 AED (czasem się nie najemy). Lody w galerii: 20 AED za jedną gałkę… (cukier, chemia, obrzydliwość…). Zestawy Muesli od 25 AED, zwykłe płatki owsiane 20 AED. Za jednego snickersa można zapłacić 12 AED. Ciastko z kawą około 40 AED (taniej nie byłam w stanie kupić…). Wyjście na pizzę (3 dorosłych, 2 dzieci) do pizzerii typu Pizza Hut 320 AED! Nie wspomną o cenach kosmetyków, szamponów do włosów, płatków kosmetycznych… Powiem szczerze, że naprawdę z trwogą patrzyłam na kończącą się pastę do zębów. Kalkulowałam nie dlatego, że nie było mnie stać na nowy produkt 😉 Kalkulowałam dlatego, że miałam świadomość wartości pieniądza i nie podobał mi się fakt, że głupie rzeczy kosztują dużo, a ja nie mam możliwości wyboru innych produktów.

Ktoś zapytał mnie kiedyś co podobało mi się w Dubaju… 

Oprócz kilku osób obawiam się, że chyba nic… Bo czy można oddać serce za Dubai Mall? Jak długo można szaleć w Wild Wadi? Ile razy można przejść obojętnie obok placu budowy który działa 24h na dobę??? 

Przeraża mnie to, że nie pasuję do wizerunku dziewczyny w bikini 🙂 Może kiedyś położę się na leżaku, wydam filipińskim kelnerom trzydzieści dyspozycji, zmarszczę czoło oceniając rodzaj serwisu i zwrócę posiłek mówiąc, że mi nie smakuje.

 Może kiedyś płacąc 36 AED za małe opakowanie patyczków do uszu nie pomyślę o tym, że za te pieniądze jakieś dziecko zjadłoby obiad…

Może kiedyś moim zmartwieniem będzie tylko odcień brązu na skórze, kondycja włosów, rozmiar XS…

MOŻE…

Może, ale na pewno nie w tym życiu 🙂

Pozdrawiam wszystkich podróżujących! Każdy człowiek to inne historie, inne przemyślenia i inne doświadczenia. Życzę każdemu bezpiecznych podróży, a także znalezienia piękna tam, gdzie mi się nie udało 🙂

Dubai