Jak spakować bagaż do samolotu, kiedy biec…

 

 

Latając „lekko śpij” i zachowaj czujność 🙂 

 

Kiedyś stwierdziłam, że nigdy nie zaufam stewardessą… To zdanie wypowiedziane głośno do dziś mnie przeraża. Gdy wyobrażę sobie poważny problem na pokładzie samolotu (choć nie pozwalam wyobraźni na tworzenie takich obrazów) w pierwszej kolejności widzę mój zagubiony wzrok skierowany ku pracownikom linii lotniczych. Jest to z pewnością naturalna reakcja każdego pasażera, który nie rozumie co się dzieje i stara się ocenić sytuację. W chwilach, które zdają się trwać wieczność, nawet najlepiej wyszkolony flight attendant nie jest w stanie ukryć wszystkich oznak „poważnego problemu”. Po odbyciu któregoś z kolei lotu łatwiej jest ocenić nietypowość zachowań obsługi i powagę sytuacji. W pamięci pozostaje stukot obcasów kobiet, które pośpiesznie przechodzą przez pokład, wydają dyspozycje, realizują kolejne punkty nieznanej pasażerowi „podręcznikowej” procedury…

W efekcie każdy podróżujący zadaje sobie pytanie: „co się dzieje”. W odpowiedzi przychodzi oficjalny komunikat podany równie oficjalnym tonem. Z przekazanej informacji zachęcającej do zachowania spokoju i zapięcia pasów wynika, że COŚ się dzieje, ale nigdy nie wynika JAK BARDZO ŹLE się dzieje. W efekcie doprowadza mnie to do jeszcze większej paniki, a wyobraźni pozwala tworzyć najczarniejsze scenariusze.

Znałam kiedyś kobietę, która przez ponad dwadzieścia lat pracowała jako stewardessa dla Brytyjskich linii lotniczych. Moyra latała daleko. Była świetną koleżanką, mamą trzyletniego chłopca, którym bardzo dawno temu się opiekowałam.  Wybierała loty kilkudniowe. Przeważnie latała do Ameryki, często do Chin. Była doświadczoną pracownicą, którą w życiu spotkały tylko „proste” awarie samolotu. Pamiętam, że kiedyś uczyła się do testu (co pewien czas, każdy pracownik niezależnie od stażu pracy musiał rozwiązać test sprawdzający znajomość procedur). Odświeżała wiedzę, studiowała podręcznik, analizowała kilka sytuacji. Skorzystałam z okazji poruszania tematów „samolotowych” i z ciekawości zapytałam ją o to, jak to jest z kamizelką ratunkową… Zupełnie nie wyobrażałam sobie jej zakładania i czułam, że z pewnością nie potrafiłabym „rozpracować” sposobu jej wypełnienia powietrzem. Skonfrontowana z moim problemem Moyra z uśmiecham na twarzy godnym profesjonalnej stewardessy odpowiedziała, że nie muszę się tym przejmować. Przyjmuje się, że na pokładzie samolotu pasażerowie nie zakładają kamizelek, ponieważ nie ma na tyle miejsca! 🙂 😀 Wyznanie zupełnie jej nie poruszyło – mnie sparaliżowało 😉 Dodatkowo nieoficjalnie dowiedziałam się, że bardzo optymistyczny scenariusz zakłada możliwość przeżycia „wodowania” a co do zasady kamizelka ratunkowa na pokładzie ma poprawić „komfort psychiczny pasażerów” 🙂 Szybko w myślach przeanalizowałam sytuację i pocieszyłam się, że lądowanie na rzece Hudson się udało… Dopiero później przeczytałam, że na 155 pasażerów prawie nikt nie miał kamizelki ratunkowej… W przypadku innego lądowania na wodzie, nie przeżyli pasażerowie, którzy założyli kamizelki na pokładzie samolotu (pokład wypełniła woda, kamizelki przytrzymały pasażerów pod sufitem samolotu uniemożliwiając wyjście…).

 

W efekcie moich dociekliwych „badań” stwierdziłam, że pewnych tematów lepiej nie poruszać i nie analizować przed lotem… Na pokładzie samolotu zawsze warto  zachować czujność wobec uspokajających gestów i uśmiechów w każdej sytuacji…

 

Wracałam z Ibizy do Polski z ogromną walizką. Moja podróż zorganizowana była dużo wcześniej przez agenta biura podróży. W dniu, w którym otrzymałam email ze szczegółowymi informacjami dotyczącymi lotu wiedziałam, że plan nie jest dobry… Przesiadkę na samolot do Polski zaplanowano w Amsterdamie (samolot tej samej linii). Lotniska Amsterdam-Schiphol bardzo się boję… Wcześniej przesiadałam się tam dwa razy. Dwukrotnie miałam problemy z bagażem. Pierwszy raz, gdy otwarto zewnętrzną kieszeń walizki bagażu głównego i zepsuto zamek… Drugi raz, gdy niewielką walizkę bagażu potłuczono w luku (walizka wykonana była z twardego materiału). Widząc trzeci bilet zakładający przesiadkę w Amsterdamie przygotowana byłam na wszystko. Analizując czas na przesiadkę (1 godzina) wiedziałam, że nie jest to wykonalne… Start z Ibizy o&nbspczasie zawsze był dla mnie wątpliwy (niezależnie od linii lotniczej). Organizacja przerzucenia bagażu na czas, na przeogromnym lotnisku w Amsterdamie była mało realna… Choć każdy zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze i nie mam się czym przejmować… Wiedziałam, że nie będzie dobrze. Sprytnie się spakowałam (co podkreślam z  DUMĄ  – praktyka czyni mistrzem). Najbardziej cenne rzeczy do bagażu podręcznego, torebki, plecaka, w kieszenie… W efekcie lądując w Amsterdamie widziałam na zegarku 30 minut opóźnienia… Spokojnym tonem poinformowano pasażerów o tym, że podróżujący do Polski nie muszą się niczym przejmować a „od razu udać na samolot”. Stewardessy z uśmiechem uspakajały, zapewniały i gwarantowały. Ja miałam tylko przerażenie w oczach widząc jak szybko uciekał czas. Nie wiem ile dokładnie kilometrów przebiegłam, ale zarówno ja, jak i kilka innych osób z trudem dobiegło do „mety”. Oczywiście pomijam fakt, że bagaż główny został w Amsterdamie i na jego przylot czekałam trzy dni.

Podobnych wspomnień z podróży każdy z pewnością ma wiele… Ja dowiedziałam się, że na pasażerów opóźnionych lotów samoloty nie zawsze czekają, pomimo zaręczeń ze strony załogi samolotów opóźnionych…

 

Wielu sytuacji nie da się uniknąć ani też przewidzieć podróżując. Zawsze jednak trzymam się podstawowych zasad, które „gwarantują” mi „bezpieczeństwo” :

 

– wszystkie sprzęty elektroniczne (oraz ładowarki!) wożę ze sobą w bagażu podręcznym, nie ruszam się bez własnego powerbanku (przenośna ładowarka do telefonu),

– podróżuję z plecakiem. Opiekując się dzieckiem ograniczyłam ilość rzeczy „wokół mnie” za które muszę odpowiadać. Zakładam plecak, w którym każda kieszeń ma „swoje przeznaczenie”. Dzięki temu mam pewność, że wszystko jest i nic nie wypadło. Rozwiązanie jest szalenie wygodne przy dziecku, a także w sytuacjach w których na lotnisku trzeba przebiec kilometry…

– w kieszeni zawsze mam monety w odpowiedniej walucie. Gdy jest źle… Mogę szybko kupić małe rzeczy ratujące życie (kawa, cukierki, chusteczki higieniczne),

– zawsze mam ze sobą środek przeciwbólowy, własne jedzenie (staram się nie korzystać z przekąsek serwowanych w samolotach),

– w bagażu głównym nie zostawiam pieniędzy i lekarstw. Ostatnio wrzuciłam tam antybiotyk, który przez przypadek włożyłam do bagażu głównego… Temperatura w luku bagażowym znacznie spada. Nigdy nie wiadomo jak przy -10 stopniach zareaguje lek,

– do bagażu głównego nie wolno wkładać „podejrzanie” wyglądających produktów… Raz nie przemyślałam sprawy… Kupiłam nowe opakowanie sezamu i siemienia lnianego…Obydwa zostały otwarte a nasiona sypały się z walizki przez całą drogę z lotniska do hotelu… Lepiej nie prowokować pracowników służb ochrony i „ziarenka” przewozić w bagażu podręcznym,

– bagażem w luku rzuca się… Plastikowe, ładnie wyglądające torby na kółkach to błąd. Materiał jest „twardy”, łatwo może pęknąć. Genialnym rozwiązaniem są materiałowe torby na kółkach (mieszkając na drugim piętrze w wynajętym apartamencie nie mieliśmy siły znosić 6 walizek… Torby materiałowe idealnie zjeżdżały po schodach same 😉 )

– oczywiste jest to, jakich przedmiotów nie wolno przewozić w bagażu podręcznym zgodnie z ogólnie przyjętymi standardami (Nie wolno przewozić przedmiotów ostrych, np. pilniczek do paznokci, płynów powyżej 100 ml. Kosmetyki muszą być spakowane osobno w przezroczystej kosmetyczce lub foliowym woreczku dostępnym na lotnisku). W obawie o odebranie nam rzeczy zapominamy o tym, że jedzenie możemy przewozić. Mój rekord to trzy torby z jedzeniem,

– nie zawsze mam kiedy i gdzie umyć ręce więc mam ze sobą nawilżane, antybakteryjne chusteczki do rąk ( nie zapominając o normalnych chusteczkach),

– zabierając bagaż podręczny pamiętam o tym, że w luku nad głową może nie być miejsca na mój bagaż i niestety skończę z torbami pod nogami…

– na wszelki wypadek warto zabierać do samolotu cukierki do ssania z powodu zmian ciśnienia (zatkane uszy). Ogromnie współczuję każdemu, kto jest przeziębiony, ma katar, zatkane zatoki i musi lecieć… Przeżyłam kiedyś ból tak ogromny, że dziś zrobiłabym wszystko (łącznie z odwołaniem lotu…), aby nie doświadczyć tego ponownie,

– z procedury przed wejściem do samolotu (prześwietlanie na bramkach): odradzam buty z wysokim obcasem (trzeba będzie ściągać. Kiedyś byłam tak zaspana, że założyłam do butów różowe, frotowe skarpetki 🙁 Nie wyglądało to dobrze. Mogłam przynajmniej ubrać „bezpieczne” buty), metalowe dodatki, kolczyki.

– przestrzegam przed rzeczami „trzymanymi w rękach”. Zgubiłam kiedyś słomkowy kapelusz (nie mam pojęcia na jakim etapie) tylko dlatego, że zbyt wiele rzeczy musiałam kontrolować w tym samym czasie. Doradzam ograniczanie rzeczy, których pilnujemy do dzieci, pieniędzy i dokumentów 🙂 Generalnie im więcej zmieści się w plecaku na plecach – tym lepiej.

– spakowanie najbardziej potrzebnych rzeczy w „dostępnych” miejscach – przykładowo ibuprom, powerbank, dokumenty, szeroka taśma klejąca, przekąska, słuchawki do telefonu itp. w podręcznym plecaku. Przypadkowe wrzucenie powerbanku do bagażu głównego mija się z celem.

 

Z krótkiego poradnika rzeczy, które doradzam zorganizować przed podróżą przedstawiam poniższy spis:

 

1. Dokumenty

 

– odprawa samolotowa online 24h przed lotem,

– paszport,

– dowód osobisty,

– prawo jazdy,

– ubezpieczenie i telefon do ubezpieczyciela,

– dokumenty dotyczące dzieci: paszporty, książeczki zdrowia,

– bilety, potwierdzenia rezerwacji,

– notes/kartka papieru i coś do pisania,

– pieniądze w odpowiedniej walucie,

– karty kredytowe,

– karteczka w plecaku lub portfelu z numerami kontaktowymi do najbliższych osób, spisana grupa krwi,

 

2. Elektronika

 

– ładowarki do telefonów, laptopów, tabletów etc.

– w zależności od sytuacji – czasem doradzam wykupienie internetu przed podróżą zwłaszcza jeżeli po przyjeździe trzeba znaleźć konkretne miejsce,

– powerbank,

– adaptery (szczególnie problematyczne gniazdka w Anglii, Szwajcarii) – można je kupić już na lotniskach w krajach docelowych,

– słuchawki do słuchania muzyki,

 

3. Rzeczy osobiste

 

– klapki pod prysznic,

– okulary przeciwsłoneczne,

– szalik lub apaszka,

– kosmetyki (nie pomylić szamponu z odżywką 😉  )

– zmywacz do paznocki (czasem naprawdę trudno zdobyć)

– używane kremy, toniki itp.

 

 

4. Lekarstwa

 

– środki przeciwbólowe (zawsze zabieram ibuprom),

– plastry (przydatne także na odciski),

– tabletki na ból gardła (polskie najlepsze),

– spray do dezynfekcji ran, zadrapań,

– płyny przeciw komarom, kleszczom,

– chusteczki antybakteryjne,

 

5. Dodatki

 

– foliowe woreczki, reklamówka (gdy wyjdzie 0,5 kg nadbagażu lepiej się przepakować),

– szeroka taśma klejąca (raz na lotnisku zepsuł mi się zamek w torbie… Taśma mnie ocaliła),

– ręcznik,

– przekąski na drogę,

– chusteczki higieniczne,

– książka do czytania,

 

 

Samoloty to dla mnie temat rzeka… Każdy lot to bez wątpienia przygoda i nowe doświadczenie. Każda podróż to nowa „niespodzianka”… Życzę czytającym artykuł bezpiecznych podróży i rozsądnych decyzji. Bardzo często planując, przewidując oraz odpowiedzialnie organizując niewielkie rzeczy – znacznie można podnieść komfort i bezpieczeństwo podróży. Pamiętajmy jednak, że nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć. Pozornie prosta, kilku godzinna wyprawa może w efekcie okazać się dniem spędzonym na lotniskach. Bądźmy przygotowani na każdy, nawet najbardziej „pikantny” scenariusz podróży ukryty pod uspokajającym, pięknym uśmiechem stewardessy 🙂