Gdy włamiesz się na podwórko plebana i zostaniesz zakonnicą…

 

 

Jeżeli faktycznie włamiesz się na podwórko plebana i zostaniesz zakonnicą… Nie panikuj… Usłysz muzykę z „mission impossible” i szybko biegnij… Jak doradziło mi kiedyś dziecko: „Daleko wyciągaj nogi i będziesz przed sobą”… 😉 

 

W całej historii chodzi m.in. o taksówki.

 

Muszę przyznać, że moje doświadczenia z panami taksówkarzami można zaliczyć do „profesjonalnych”, zdobytych w różnych krajach i okolicznościach. Bardzo często to właśnie kierowcy taksówek ratowali mnie z różnych opresji. Wielokrotnie byli dla mnie bohaterami, na których mogłam liczyć o każdej porze dnia i nocy… Prawdą jest, że mają ciężką i zaskakującą pracę… Nigdy nie wiedzą kogo będą musieli ratować i czym zaskoczy ich kreatywność klientów…

 

Dawno, dawno temu byłam młodą nianią, która pracowała w centrum miasta i mieszkała na jego obrzeżach. Przynajmniej raz w miesiącu kończyłam o późnej godzinie (baby sitting) i wracałam do mieszkania w środku nocy. Zmuszona byłam wtedy zamawiać taksówkę z centrum miasta, która wiozła mnie do domu. W tamtych, jakże odległych czasach moim domem było mieszkanie, które studentkom wynajmowały zakonnice… Zorganizowane, wszystkowiedzące i żarliwie modlące się zakonnice, które pilnowały zmówienia pacierza oraz po całym dniu mojej pracy potrafiły zapytać:

 

– „Matka Boża nie widziała cię na nabożeństwie, gdzie byłaś?”.

 

Obiekt mieszkalny, który zajmowałam wraz z dwoma koleżankami zlokalizowany był na ogromnym placu, który od ulicy oddzielała wysoka brama główna plebanii. Teren podzielony był na trzy działki: jedna należała do zakonnic (budynek mieszkalny), na drugiej pleban miał swój „zamek”, a na trzeciej znajdował się dom wynajmowany studentką. O godzinie 21.00 forteca była zamykana i oficjalnie żadna dziewczyna nie mogła przekraczać jej bram. W praktyce jako młode, pracujące i zorganizowane studentki miałyśmy „sposób” na bramę. Sprytne i zwinne – przeskakiwały ją, imprezowiczki – przechodziły na drugim końcu ogrodzenia pod bramą (dziura), mało wyszkolone damy – wybierały przejście nad ogrodzeniem po skrzynkach wysokiego napięcia z przerzuceniem nogi i zakończeniem manewru na podwórku plebana. Pewnej nocy sytuacja i okoliczności zmusiły mnie do wybrania trzeciej metody podboju własnego „domu”. Pan w taksówce, który przywiózł mnie około godziny pierwszej w nocy długo nie odjeżdżał spod bramy głównej oznaczonej tablicą, która informowała o „zgromadzeniu sióstr”. Tamtego dnia ubrana byłam zbyt dobrze na przejście pod bramą (pobrudzenie się), mieszkałam zbyt krótko by być pewną powodzenia skoku nad bramą… W efekcie po krótkim epizodzie aktorskim, czyli poszukiwaniu parasolki w torebce (granie na czas) sprowokowałam pana w taksówce do odjazdu. Upewniwszy się, że mogę przystąpić do procesu pokonywania „bram zamku” elegancko przeszłam po skrzynkach, nad bramą przerzuciłam torebki i niesione w rękach akcesoria i w momencie przekładania nogi nad bramą – znieruchomiałam tak samo jak taksówkarz, który jednak zawrócił z drogi głównej… Przez ułamki sekund patrzyliśmy na siebie w osłupieniu. Ponieważ to ja znalazłam się w mało komfortowej sytuacji (na skrzyniach pod napięciem, w spódnicy, z jedną nogą nad bramą a drugą już po stronie podwórka plebana), uśmiechnęłam się szeroko, pomachałam, w ułamku sekundy pokonałam przeszkodę i znikłam w mroku budynków… Kątem oka widziałam dezorientację mojego kierowcy, który ponownie zatrzymał się pod bramą obiektu. Dziś przeraża mnie to, że jego jedyną odpowiedzią na pytania, które sobie wtedy zadał była zielona tablica umieszczona przy bramie, informująca o „zgromadzeniu sióstr”. Do dziś pamiętam, że do własnego pokoju wchodziłam wtedy przez balkon i przez okno, a zasypiając miałam na sumieniu myśli człowieka, który późno w nocy z prywatnego mieszkania w centrum miasta przywiózł „zakonnicę” do „zgromadzenia sióstr”, która skakała w mini spódnicy przez bramę. 

Czasem zastanawiam się czy to ja prowokuję absurdalne sytuacje i zdarzenia, czy też absurdalne sytuacje i zdarzenia są moim naturalnym „podobraziem”. Nigdy nie byłam recydywistką… Zawsze „wzorową uczennicą”. Zaskakujące jest to w jakie role wpisuje nas czasem życie i z jakimi wyzwaniami musimy sobie radzić. Choć wiele miałam „epizodów” z taksówką w różnych krajach – wciąż pamiętam wieczór na skrzyniach z prądem, bramą i podwórkiem plebana. Dziś stwierdzam, że naprawdę kochałam wtedy swoją pracę i studia, skoro byłam w stanie narazić na straty własny wizerunek i wizerunek kościoła…

Każdej ofierze obrazów abstrakcyjnych doradzam, aby nie zawsze interpretować sytuacje dosłownie… Pewne tematy zwyczajnie należy omijać, ponieważ ich racjonalne wyjaśnianie mija się z celem. Patrząc wstecz i widząc siebie nad bramą stwierdzam dziś, że nie trzeba być agentem tajnych służb, aby uczynić własne życie „misją niemożliwą”. Czasem wystarczy być tylko studentką studiów zaocznych, tylko nianią i tylko lokatorką mieszkania wynajmowanego przez zakonnice, aby stać się bohaterką w opowieściach kierowców nocnych taksówek…

W sytuacjach w których faktycznie okoliczności zmuszą Was do „czynów filmowych” zachowajcie zimną krew, wcielcie się w rolę i nie zapomnijcie, że bez względu na to jak szybko będziecie biegli… TEN bieg zapamiętacie na długie lata… 🙂